FB

piątek, 25 maja 2012

Dzień ósmy



Minął dokładnie tydzień od pierwszego dnia diety. Organizm powinien powoli zacząć przyzwyczajać się do zmian i zacząć je akceptować jednak dziś mały kryzys, ogromne zmęczenie, wielki głód, osłabienie, totalny brak sił, a do tego uporczywy ból głowy zatem dobrze, że ten dzień dobiega już końca. Jutro na pewno będzie lepiej. Rano standardowo było dość spore odczucie sytości, problem zaczął się w pracy co chwile żołądek się czegoś dopominał a tu mandarynka a tu jabłko do tego, znalazł się też jogurt naturalny, kawa biała, duża ilość wody niegazowanej ale dalej odczuwalnie był mało zaspokojony, ale do końca jakoś dałam rade wytrzymać. W domu na obiad gotowany kalafior z gotowaną rybą i potem zamiast wyjść i się poruszać po zjedzeniu padłam i 1.5h przespałam, jakby tego było mało koło 21 wypiłam sok z marchwi gdzie o tej porze raczej nie jest to zalecane. Także mała porażka siły woli. Teraz przyszedł czas by trochę się poruszać i porozciągać. Choć każdy ruch jest dość odczuwalny zwłaszcza w okolicy brzucha ze względu na zakwasy które pojawiły się po wczorajszych ćwiczeniach. Niestety tak to jest jak pewne partie mięśniowe od dawna nie były uruchamiane, potem lekki trening i od razu się je czuje, ale przerażające jest to jak zakres ruchu zostaje zmniejszony po kilku miesiącach przerwy od ćwiczeń. Za tydzień o tej porze pewnie moje zakwasy będą kilka razy większe niż teraz, Pan Marcin - trener który poprawi moją kondycję fizyczną na pewno już o to w odpowiedni sposób zadba, ale to dobrze bo przecież sama do tego się nie zmobilizuje, a jak jest ktoś nad głową to nie ma odwlekania od jutra, rozpoczęcia od poniedziałku, tylko zaczyna się tu i teraz.Koniec marudzenia trochę ćwiczeń i czas by odespać cały tydzień :-)
 Miał być słodki, smaczny jogurt truskawkowy czyli całe 436 kcal ale dieta nie zezwala na to zwłaszcza o tej porze...













więc wypiłam soczek czyli 56 kcal co daje wynik łącznie 380 zaoszczędzonych zbędnych kcal ;-) 

Pozdrawiam,
Sabina

2 komentarze: