FB

sobota, 14 lipca 2012

Dzień pięćdziesiąty ósmy

Rano trening i długo wyczekiwany weekend! Miały być teraz dwa dni diety uderzeniowej jednak pojawiła się mała modernizacja. Wieczorem idę na grilla więc uderzeniowa od jutra. Dziś wilczy głód od rana za mną chodzi. Po treningu na śniadanie dwie kanapki chleba ciemnego z serkiem wiejskim light, do tego kefirek naturalny. Na obiad tzatzyki zrobione oczywiście na kefirku, a nie na śmietanie plus kurczak z przyprawami pieczony na patelni. Później pojawił się jogurt do picia smakowy 0% miał być tylko jeden malutki łyczek, ale od dość długiego czasu moje kubki smakowe nie miały niczego słodkiego w ustach więc wypiłam cały 400ml a później kilka godzin przez to cierpiałam.Pojawiło się okropne odczucie zapchania i skręcało brzuch, choćbym nie wiadomo jak się przejadła, a to tylko jogurt. Nawet nie chce myśleć jak bym się czuła jakbym teraz zjadła kilka kawałków pizzy czy innego fast fooda - chyba by mnie skręciło z bólu! Wystarczyło na zapełniony żołądek obiadem dolać dodatkowe prawie pół litra  i było to zabójstwem, zwłaszcza, że organizm od tego się odzwyczaił. Także jeden wniosek łakomstwo nie popłaca, teraz w końcu zaczynam odczuwać poprawę i "lekkość" na brzuchu...


Pozdrawiam,
Sabina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz