FB

piątek, 1 czerwca 2012

Dzień piętnasty

Niemożliwe stało się możliwe o 7 rano wstawiłam się na trening po to by móc poćwiczyć, cóż za poświęcenie, organizm przeżył szok bo nigdy dotąd o tak nieludzkiej porze nie miał żadnego większego wysiłku fizycznego ;-) Najpierw orbitrek ze zmianą obciążenia w połowie drogi, a później bieżnia z modyfikacją szybkości i wznosu i po 45 minutach wybrałam się do domu. Po porannym treningu jak się później okazało samopoczucie było całkiem niezłe jednym słowem organizm zaakceptował tę zmianę :-) Cały dzień minął pełen energii, zero zmęczenia i z bardzo pozytywnym nastawieniem do kolejnego.
Wieczorny trening zaczął się również od orbitreka, potem rozpoczęły się ćwiczenia na przyrządach i z każdym kolejnym stawały się coraz cięższe do wykonania, ale Pan Marcin nie pozwalał na to  żebym sobie odpuściła, nie było żadnych forów, a w momencie kiedy organizm zaczął już odmawiać mi posłuszeństwa, siły odeszły trener potrafił zmotywować do działania, że udało mi się wykonać wszystkie powtórzenia jakie na początku założył. Jak zeszłam z przyrządu które jest odpowiedzialnie za wzmacnianie mięśni skośnych brzucha oraz prostowników grzbietu miałam wrażenie, że padnę ze zmęczenia, ledwo nogami powłóczyłam, ale Pan Marcin zadbał o to by wykończyć jeszcze ostatnie rezerwowe siły które były w zapasie i kolejnych 20 minut zaserwował na bieżni gdzie stopniowo zwiększał wznos. W ostatnich minutach miałam wrażenie, że nie dotrwam do końca, ale znów Pan trener nie pozwolił na to abym się poddała i na ostatnim tchu doszłam do celu:-) Jeśli pojawi się jakiś kryzys (co w diecie nieuniknione - niestety) to zanim włożę coś niedozwolonego to ust najpierw pomyślę sobie ile potu muszę wylać na siłowni by pozbyć się tego z organizmu i z całą pewnością po dzisiejszym treningu mogę stwierdzić, że ochota sama przejdzie :-)
Tak wyglądam wracając do domu po treningu z Fit Your Life  :-)
Nikt nie mówił, że będzie lekko ale pomoc jaka jest w opiece osobistego trenera podczas treningu jest bezcenna, jakbym ćwiczyła sama, poczułabym zmęczenie to skończyłabym, a tu muszę walczyć do końca, gdzie podczas największego zmęczenia dochodzi do największej ilości spalanych kcal, a czy przypadkiem nie o to właśnie chodzi?




Pozdrawiam,
Sabina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz