FB

wtorek, 12 czerwca 2012

Dzień dwudziesty szósty

Okropnie ciężkie wstawanie, leniwe wynurzanie się spod kołdry, powolne kroki w stronę łazienki, szybkie mycie, łyk wody, skok w ciuchy "robocze" i na trening. No i się zaczęło już w pierwszych minutach czułam, że jakoś sił mi brakuje, ale myślę, sobie pewnie muszę się rozruszać. Jednak  z każdą kolejną mijającą minutą odczucie osłabienia było coraz większe i bardziej dające się we znaki. Spadek sił, kompletne zmęczenie i brak sił na cokolwiek 400 kcal spalone na resztkach  wytrzymałości. Jednym słowem totalny kryzys. Trener uznał, że dobrze będzie zrobić dzień regeneracji i odpoczynku także dziś wieczór bez treningu, poranek również, a dopiero jutro o 20 zajęcia fitnesowe. Widocznie organizm potrzebuje chwili by zwolnić, przemęczenie dało dziś ostro w kość, ale w końcu nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Przyjdą nowe siły i kolejne treningi będą już z większa wytrzymałością, tylko chwilkę trzeba odpocząć, a wydolność myślę, że z dnia na dzień będzie podwyższana.
Rano kanapka ze szczypiorkiem, wędliną, pomidorem i serem do smarowania, do tego jogurt naturalny plus suplement diety Natur House. Po przyjściu z siłowni do porannej kawy wzięłam jedną kostkę gorzkiej czekolady, nie jest ona w zaleceniu diety, ale organizm wręcz wołał by mu dostarczyć coś "słodkiego". To pewnie tylko autosugestia, ale jakby od razu więcej sił mi przybyło, w końcu od ponad trzech tygodni po raz pierwszy w ustach miałam coś czekoladowego mmm niezapomniany smak! W pracy wypiłam kefir naturalny, zjadłam jabłko i od samego rana chodziła za mną  pomarańcza, więc przed pracą wstąpiłam do pobliskiego bazarku, wybrałam najładniejszą, największą pomarańczę która swoim wyglądem wręcz zachęcała do skonsumowania, zaraz po przekroczeniu progu szybko ją umyłam, rozkroiłam i okazało się, że jest sucha jak wiór, bez kropli aromatycznego soku, no i musiałam obejść się smakiem, co nie oznacza, że nie mam na nią ochotę. Żeby przypadkiem nie było  mi zbyt łatwo po powrocie do domu w misce również leżakowały dorodne pomarańcze,  ale cóż z tego skoro z wieczora i tak nie mogę ich zjeść? - nikt nie mówił, że będzie łatwo, trzeba zagryźć zęby i wstrzymać się do jutra. Skoro bez słodyczy tyle już wytrzymałam, to bez owocu chyba też dam rade dzień przetrwać:-)


Pamiętamy te spodnie?-tak, to te do których optycznie brakowało ok 5kg a dziś weszły i zapięły się idealnie :-)


Pozdrawiam,
Sabina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz